sobota, 3 stycznia 2015

Kapłon w butelce - pierwsza polska rafandynka - 1682 r.

Obcy, którzy naogół dość krytycznie oceniali wartość gastronomiczną kuchni polskiej, dziwili się tym drogim
i niepotrzebnym ozdobom.
„Na pasztetach po większej części złoconych znajdowały się figury zwierząt, z których się składały, wiernie
wyobrażone wlasnemi piórami lub sierściąodziane; taż postać i półmisków była, wszystko doskonale i porządnie
ukształcone na drutach. Widok takowy uderzał oczy...“— pisze w relacji z podróży Laboureur, dworzanin pani
de Guebriant, która królewnę francuską a polską królową do Warszawy odwoziła.
I oto jeszcze przykład takiej osobliwej pomysłowości, święcone u Sapiehy w Debreczynie (za Władysława IV):
„Stało cztery przeogromnych dzików,to jest tyle, ile części roku; każdy dzik miał wsobie wieprzowinę, alias szynki,
kiełbasy, prosiątka. Kuchmistrz najcudowniejszą pokazał sztukę w upieczeniu całkowitem tych odyńców. Stało
tandem dwanaście jeleni, także całkowicie upieczonych, ze złocistemi rogami, ale do admirowania, nadziane były
rozmaitą zwierzyną, alias zającami, cietrzewiami, dropiami, pardwami. Te jelenie wyrażały dwanaście miesięcy.
Naokoło były ciasta sążniste, tyle, ile tygodni w roku, to jes t pięćdziesiąt dwa, całe cudne placki, mazury, żmujdzkie
pierogi a wszystko wysadzane bakalją. Za tem było 365 babek, to jest tyle, ile dni w roku. Każde było adornowane
inskrypcjami, floresami, że niejeden tylko czytał, a nie jadł. Co zaś do bibendy: były cztery puhary, exemplum
czterech pór roku, napełnione winem jeszcze od króla Stefana. Tandem 12 konewek srebrnych, z winem po królu
Zygmuncie, te konewki exemplum 12 miesięcy. Tandem 52 baryłek także srebrnych in gratiam 52 tygodni, było
w nich wino cypryjskie, hiszpańskie i włoskie. Dalej 365 gąsiorków z winem węgierskiem, alias tyle gąsiorków,
ile dni w roku. A dla czeladzi dworskiej 8700 kwart miodu, to jest ile godzin w roku.“


Ulubione były figle kulinarne; radował się gospodarz, gdy gości zadziwił lub zabawił jakąś wymyślnie przygotowaną potrawą:
                          Patrz tak na komedyi: wlazł kapłon w flaszę,
                          Stąd go (stłukłszy ją) wystraszę.
                          Tu bażant, choć zabity, swe rozpościera
                          Skrzydła, i na nich umiera.
                         Jarząbek ustrzelany groty z słoniny,
                         Nuż w pasztetach mieszaniny,
pisze Kochowski. Nie były to rzeczy nadzwyczajne; Compendium ferculorum daje przepisy na takie właśnie sekrety.
Oto np. „kapłon całkiem w flasie weźmij kapłona dworowego, ochędoż pięknie, zdejmij skórę z niego całkiem,
żebyś dziury najmniejszej nie uczynił... włóż tę skórę w flaszę taką,w której będzie dziura w srzobie, żeby trzy palce
włożył. Weźmij żółtków szesnaście... zapraw jako chcesz, wiej lejem w tę skórę z kapłona, a zaszyji puść w flaszę
wody, zasól, a zaśrobuj albo mecherzyną zawiąż, włóż w kociełwody a warz, a gdy się ociągnie, te jajca z mlekiem
rozedmą kapłona tak, że się będzie każdy dziwował...“
Compendium ferculorum albo zebranie potraw zbiór przepisów Stanisława Czernieckiego wydany w 1682 r.